Monkey Forest Sanctuary – Ubud

Małpi las a w zasadzie Świątynia, bo na Bali wszystko jest Świątynią i Świątyń tu więcej niż domów, wart jest bez dwóch zdań odwiedzenia. Mandala Wisata Wenara Wana to wielki park, ogrodzony tylko symbolicznie murem, znajduje się jak łatwo przewidzieć na ulicy Monkey Forest. Pod ten park podjeżdżają bema i shuttlebusy bo jest tu duży parking.

Monkey Forest to jedna z głównych ulic Ubud i prowadzi od Parku w górę przez całe miasteczko. Sam park jest bardzo przyjemny do spacerów i jest świetną atrakcją dla dzieci. Gabek był zachwycony. Małpy (dosłownie) jadły mu z ręki. Trzeba jednak zachować ostrożność i szacunek do przyrody. To dzikie zwierzęta, nie tak dzikie jak człowiek, ale mają też swoje humory. Jedna samica upatrzyła sobie kolorową sukienkę Ani i z uporem godnym małpy próbowała ją zawłaszczyć a przy najmniej dotknąć, no chociaż ugryźć. Dobrze, że nie mieliśmy ze sobą torebki Lewki, bo na pewno by ją małpy zabrały, taka przecież piękna!

Obserwują życie małp makaki, bo ten gatunek sobie tutaj żyje, można odnaleźć prawdziwą harmonię i sens życia. W zdecydowanej większości wygląda to tak, że facet leży rozwalony na plecach a kilka samic iska go, pieści i opowiada mu do ucha zabawne historyjki. Jeżeli już się samiec chwyci roboty, to polega ona na siedzeniu rozkrakiem na środku drogi i drapaniu się po klejnotach, ewentualnie wypatrywaniu frajerów z jedzeniem.

Makaki to dość niesforne i agresywne małpy. Walczą o swoje bardzo zdecydowanie, a definiują “swoje” w locie (też dosłownie). Więc jak upatrzą sobie Twój kapelusz albo okulary to nie ma przeproś. Byłem sprytny i założyłem szkła kontaktowe. Nie udało im się ich na szczęście wydłubać mi z oka.

Gabek miał jedno większe starcie z lokalesem samcem. Strażnik Świątyni daje dzieciakom kukurydzę i kawałki bananów do karmienia. Można je też oczywiście kupić od sprzedawców sprzedających “jedyne oficjalne banany”, ale po miesiącu nie jesteśmy już takimi frajerami. W Indonezji większość rzeczy jest darmowych jak sarongi w każdej świątyni, ale znajdzie się zawsze kilku “biznesmenów”, któzy zdecydowanym tonem (białas chodzi jak w zegarku, więc na widok dowolnego munduru staje na baczność) zaleci kupienie lub wypożyczenie go za 10 tys.

Póki Gabek karmił małpę było ok. Ale wziął się chłopak zmęczył i siadł sobie na schodku. Małpa tego nie zdzierżyła, odebrała jako osobisty atak na jej przecież terytorium. Przepychanka trwała dobrą chwilę, małpa tarmosiła Gabka a ten ostro się upierał, że stać nie będzie. W końcu Strażnik Świątyni rozdzielił skłóconych samców, proponując z uśmiechem kompromis. Gabka wziął na kolana a małpie dał banana.

Warto przyjść do parku rano, kiedy nie ma jeszcze tylko białasów, dowożonych hurtowo z okolicznych kurortów. Zamknię™ta Jest także większość budek i straganów z pamiątkami, które grzecznie będą pociskać sprzedawcy. Można tu spędzić pół dnia, spacerując w cieniu przepięknych drzew. Normalnie jest tutaj jak w dżungli, jak oni to zrobili? :) Wszędzie wiszą liany, olbrzymie stare drzewa, wodospady, kaniony – to wszystko dla kogoś, kto ceni sobie przyrodę, będzie dużo lepszym rozwiązaniem niż męczarnia w mieście.

Z parku można wyjść “nieoficjalną” ścieżką po lewej stronie straganów na końcu parku. Jest oznaczone niezauważalną tabliczką “rice field”. Oczywiście nie prowadzi na jakieś spektakularne pola ryżowe , ale mijając je po lewej stronie dotrzemy do osady krezuskiej rozpusty. Jako białasy mamy szansę spokojnie przejść przez wypasiony ośrodek spa, na końcu którego skręcamy w lewo i jesteśmy w małej, spokojnej dzielnicy/wiosce (?), gdzie warto skorzystać z lokalnyh warungów.  Nie są wprawdzie tak całkiem “lokalne”, bo podają na talerzach i kuchnia ma bieżącą wodę, ale jedzenie jest bardzo dobre. Warto, bo w Ubud nie ma szans na dobre jedzenie. Są tu same restauracje i sztuczne żarcie od “oryginalnej” pizzy począwszy. Chociaż pierogów ruskich nie spotkaliśmy.

Wjazd do parku kosztuje 20.000 dla dorosłego i 10.000 od dziecka. Pani w kasie dobrze mówi po angielsku, dopóki nie zaczniesz się upominać o darmowe wejście dla dziecka. Wtedy nagle nic nie rozumie, powtarza “ja, ja” i daje bilet.