Cameron Highlands – brzmi pięknie

Jeżeli wybierzecie się do jakiegoś kraju całkiem spontanicznie, bez przygotowania planu, wczytywania się w przewodniki, czy nawet wykupienia ubezpieczenia podróżnego, pozostaje zaufanie intuicji. Na szczęście Ania ma dobre przeczucia a ja wybieram miejsca po nazwach. Wyjazd do Kuala Lumpur był efektem tego, że sama nazwa miasta mi się bardzo spodobała. Jeszcze w Polsce, zanim pomyślałem o kupowaniu biletów do Azji. W taki sam też sposób wybraliśmy kolejny punkt programu.

Cameron Highlands. Czyż nie brzmi pięknie? No skoro tak, to musi być warte odwiedzenia.

Kupowanie biletów w Malezji nie ma nic wspólnego z tym, czego się spodziewałem. W ogóle Malezja jest inna. Inna od Indonezji, do której przywykłem, inna od Polski, od której odwykłem. Dworzec w Kuala Lumpur jest bardzo blisko chińskiej dzielnicy. Po przebiciu się przez tłum na ulicy, kilku grzecznych taksówkarzy przy głównej bramie, skręcamy w prawo i po 10 minutach jesteśmy na miejscu. Tutaj obsiadają nas pośrednicy i koniecznie chcą dowiedzieć się gdzie jedziemy. Każdy ma bilety do zaoferowania. Sam dworzec to dobry przykład myśli azjatyckiej. Duży, przestronny, wielopoziomowy. Parter prawie pusty, wielka poczekalnia pusta jak cały parter. Kilku turystów raczej lokalnych i pan w mundurze, który chodzi i budzi nieszczęśników, którzy zmęczeni czekaniem próbowali zasnąć. Jest kilka kiosków z piciem i ciastkami i schody do góry.

Na schodach pośrednicy. Czy się przez nich przebijemy, czy nie i tak trafimy do wielkiej sali na drugim piętrze. Tak, pierwsze jest też dla picu. Jest tam kilka bankomatów i tyle. Sala biletowa jest dość nietypowa. Znajduje się tutaj ponad 30 okienek sprzedających bilety na różne lokalne autobusy indywidualnych przewoźników.

W zasadzie nie ma znaczenia, które wybierzemy. Cena jest taka sama – 35 RM. Nam się udało po długich poszukiwaniach trafić na maksymalnie lokalnego przewoźnika. Chyba można tam wytargować niższą cenę dla dziecka, bo tak ustaliliśmy z panią w okienku. Ale jak przyszło do płacenia, okazało się że chce normalnie. Suma summarum stanęło na 32 RM na osobę.

Zanim pobiegniecie dzień wcześniej kupić bilety, warto wiedzieć jak to działa. Pani w kasie kazała przyjść rano, pół godziny wcześniej, bo powie nam wtedy, jakim autobusem jedziemy. Już to było ciekawe. Okazało się rano, że w okienku jest już inna pani, “prawdziwa” i dopiero ona daje bilety. Na szczęście na podstawie rachunku, który mieliśmy dała nam normalne bilety. Co ciekawe, po 35 RM. Kupienie zatem “biletów” dzień wcześniej nie miało większego sensu.

Można więc śmiało przyjść rano i wybrać sobie autobus. Przed dworcem czekają wypasione, piętrowe busy dedykowane białasom. Z tym, że miały podjechać pół godziny przed nami a jeszcze stały, jak my mknęliśmy w dal. Nasz autobus odchodził z peronu pod dworcem. Trzeba na to zwrócić uwagę, bo przed dworcem też stoi kilka autobusów zawsze. Całkiem dobry, z klimą. Kierowca zabronił jeść w środku, żeby nie pobrudzić. Znamy to z limuzyny Pawła na Bali ;-)

Droga przez pierwsze dwie godziny naprawdę spoko, jedziemy autostradą. Krótka przerwa na jedzenie. Trzeba obserwować kierowcę, bo jak wszama swój ryż to wsiada w autobus i jedzie. Nie patrzy czy wszyscy wsiedli, trzeba się samemu pilnować. Kolejne dwie godziny to już zabawa na maksa, jak na kolejce górskiej w lunaparku. Droga zmieniła się w zdecydowanie stromą i odważnie krętą. Lewo, prawo, góra, dół. Co ciekawe, kierowca nie zwolnił i pruje normalnie, jakby nigdy nic. Przed nami rodzina chińska z dwójką dzieci i plecakiem. Plecak lata lewo prawo po całym autobusie, tak jak dzieci zresztą. Pan Chińczyk pozbierał dziewczynki i poprzyciskał na siedzeniach, żeby za często nie spadały. Niezwykłe dla mnie jest to, że ta droga była dwukierunkowa i z przeciwka pruły inne wielkie i rozpędzone pojazdy, wszyscy trąbili i jakimś niepojętym cudem mijały się muskając lusterkami. Powiem tylko tyle, jazda po górach z hindusem, który ma przed sobą wiele kolejnych wcieleń i ewidentnie się spieszy – bezcenne.

cameron-highlands

Rozlatane porady - Cameron Highlands, Malezja

  • bilet z Kuala Lumpur do Cameron Higlands (konretnie do Tanah Rata kosztuje 35RM
  • bilet z Cameron H. do Kuala Lumpur kosztuje 30RM
  • bilet do dżungli Taman Negara kosztuje 55-60RM w cenie łódka (podobno)
  • baza noclegowa w Tanah Rata jest duża, od budżetowych 40-60RM po polecane w LonelyPlanet i oblegane przez białasów pokoje od  120RM
  • warto nacieszyć się indyjską kuchnią, jest dużo restauracji do wyboru
  • wycieczki do plantacji herbaty śmiało można zrealizować samemu, wyjdzie taniej ale przede wszystkim na luzie
  • autobus lokalny do plantacji i innych miejscowości: 4RM za dorosłego, 2RM za dziecko, odjeżdża co 2 godziny
  • taksówki są tanie, za trzy osoby po negocjacjach do plantacji dojedziemy za 10RM, pewnie można taniej

2 thoughts on “Cameron Highlands – brzmi pięknie

  1. Świetny wpis, dużo praktycznych informacji! :) Czy mogłabym się od was dowiedzieć gdzie kupiliście bilety do Taman Negara? Generalnie czy pamiętacie o której odjechał autobus (minibus?) i ile trwała podróż? Pozdrawiam :)

  2. Dziękujemy za miłe słowa!
    Podróż z Cameron Highlands do Taman Negara – kupiliśmy bilet łączony (autobus+łódka) w NKS – 55RM. Nie pamiętam dokładnie gdzie, ale było to w Tanah Rata. Miasto nie jest duże, można pochodzić, popytać o ceny i wybrać najlepszą. Nie pamiętam niestety ile trwała podróż. Pozdrawiam!

Comments are closed.